TERROR- DAN SIMMONS


Jeśli chodzi o recenzję to zawsze mam problem, co napisać na wstępie. W głowie zawsze rodzi się jakiś zarys tego co napisać w rozwinięciu, jednak jak zacząć i jak przejść do swojej głównej myśli zawsze przysparzało mi sporo problemów, tym bardziej jeśli jest to książka poruszająca tak wiele tematów, mimo iż z pozoru mogłoby się wydawać, że jednak tak wielu aspektów ona nie porusza.

Dziełem, które sprawiło mi tyle problemów z napisaniem wstępu jest „Terror” Dan’a Simmons’a. Wielu ludzi uważa, że epoka wielkich odkryć geograficznych skończyła się gdzieś w XVIII wieku lub nawet wcześniej. Mało kto zdaje sobie sprawę, że jeszcze w XIX wieku na ówczesnej mapie świata były wielkie białe plamy, szczególnie na biegunach naszej planety.

Przenieśmy się więc na koło podbiegunowe północne, gdzie zabiera nas autor omawianej dzisiaj powieści. Książka przedstawia nam losy ekspedycji sir John’a Franklin’a, która miała dokonać czegoś co na tamte czasy faktycznie było prawie niemożliwe. Celem tej wyprawy było odkrycie przejścia Północno-Zachodniego znajdującego się gdzieś na mroźnym, północnym wybrzeżu Ameryki Północnej. Z punktu widzenia ekonomicznego biegnie tamtędy najkrótsza droga do Azji, co niewątpliwie ma strategiczne przełożenie dla handlu i transportu surowców.

Wróćmy jednak do powieści. Akcja toczy się w latach 1845-1851 na wspomnianym wcześniej Archipelagu Arktycznym. Statki HMS Erebus i HMS Terror zostały uwięzione w ogromnym paku lodowym i kompletnie odcięci od świata oczekują na uwolnienie z lodu i możliwość kontynuowania ekspedycji. Nie jest to jednak łatwe, bo ciemnościach polarnej nocy czai się monstrum, które zdaje się być nie tylko silne, ale i inteligentniejsze od człowieka. Jest to moim zdaniem genialny zabieg autora, który do rzeczywistych wydarzeń wplótł wątek potwora czającego się gdzieś w lodowych serakach, opętanego żądzą mordu, ale jednocześnie inteligentnego i wyrachowanego.

Nie jest to jedyny problem załogi statków, gdyż przedsiębiorca mający dostarczyć konserwy na ekspedycje oszukał brytyjską admiralicję przez co lutowania w puszkach były niskiej jakości i jedzenie szybko się psuło. W ramach ciekawostki warto dodać, że późniejsza sekcja zwłok trzech marynarzy pochowanych jeszcze przed zaginięciem statków, gdy te były w pobliżu wyspy Beechey wskazała, że ołów wykorzystany w lutowaniu puszek przeszedł do jedzenia. Jak widać załoga była w kryzysowej sytuacji i zdana tylko na niepomyślny los.          

Jeśli chodzi o bohaterów powieści jest ich wielu, ale mi najbardziej w pamięci zapadli lodomistrz Blanky ze względu na to iż przeżył dwukrotnie atak potwora z lodu i komandor Crozier, który prawdopodobnie, gdyby nie pewne wydarzenia być może wyprowadziłby marynarzy do cywilizacji i zakończenie wyprawy byłoby.

Jak wcześniej wspomniałam książka porusza wiele tematów. Pokazuje przekrój XIX wiecznego społeczeństwa brytyjskiego, gdzie arystokracja nie gra już może wielkiej roli, ale nobilitacja do stanu szlacheckiego zapewniała wpływy pieniądze i spełnienie. Pokazuje także konflikt między wiarą, a nauką szczególnie to widać, gdy poszczególni bohaterowie starają się zrozumieć istnienie tego monstrum, niektórzy mówią, że jest to demon zesłany przez Boga inni, że ostatni przedstawiciel wymarłego gatunku. W powieści znajdziemy także wątek przyjaźni, chęci ucieczki od starego życia i rozpoczęcia go na nowo oraz wiele innych motywów. Można zażartować, że „Terror” to idealna książka na maturę, bo różnych motywów jej w niej mnóstwo.

W książce podobało mi się także to, że autor dużo czasu poświecił przeżyciom wewnętrznym bohaterów, odpowiadając w ten sposób na pytania: ,,skąd wzięli się na tej ekspedycji? Co nimi kierowało i dlaczego to zrobili? ‘’ Jedno chcieli sławy i bogactwa, a inni uciekli od odpowiedzialności bycia ojcem.  Wielu bohaterów pod wpływem wydarzeń w książce zmienia się: dorasta i mężnieje. Za przykład podam tutaj doktora Henriego Goodsira. Czytając jego dziennik na początku powieści mamy wrażenie, że jest on raczej nieodpowiedzialnym człowiekiem, bo na północ wybrał się tylko po to, aby dokumentować tamtejszą przyrodę. Kadra oficerska nie przepada za nim, mówią, że „jest taki jakiś”. Później jednak daje się poznać jako człowiek silny psychicznie, niosący pomoc nawet samemu ryzykując życiem i zachowując odwagę praktycznie do ostatniej chwili swojego życia.

Przechodząc już do podsumowania „Terror” jest książką wartą polecenia i zawiera treści o wiele więcej niż można by przypuszczać po objętości 600 stron. Moim zdaniem Simmons idealnie wplata elementy mitologii Inuitów, horroru i thilleru, sprawiając, że książkę czyta się z zapartym tchem. Nadmienię tutaj, że przygotowując się do napisania tej recenzji czytałam opinie krążące po Internecie i wielu ludzi skarży się, że książkę można by było odchudzić o 1/3 z opisów przyrody. Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Moim zdaniem właśnie te opisy zwalniają akcję, ale nie przeszkadzają w czytaniu, a wręcz uzupełniają pozwalając głębiej wczuć się w daną scenerię i poczuć na własnej skórze emocje towarzyszące bohaterom. Autor idealnie żongluje tym schematem co sprawia, że mimo schematycznej powtarzalności, cały czas trzyma w napięciu.


Uogólniając książkę mogę polecić każdemu, kto ma trochę czasu i lubi powieści powolne, rozbudowane, momentami strasznie, ale też i wzruszające. Każdy fan takiej literatury na pewno będzie usatysfakcjonowany tym dziełem, które moim skromnym zdaniem można zaliczyć do klasyki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

TEKST - Dmitry Glukhovsky

JAKUB MAŁECKI - ,,DYGOT''

Hannibal- Thomas Harris